I'll take you to another world

I'll take you to another world

niedziela, 24 sierpnia 2014

23.


*Natalie


Poranek następnego dnia zastał mnie zwiniętą w kłębek na kanapie w salonie, wtuloną w ramiona Harrego, gdzie zasnęliśmy po powrocie do domu.
Podniosłam się ostrożnie żeby go nie obudzić i skierowałam się na górę żeby wziąć prysznic i przebrać się w końcu w coś wygodniejszego. Kiedy przechodziłam obok kuchni poczułam zapach kawy dochodzący stamtąd. Zajrzałam i zobaczyłam rodziców siedzących przy stole i jedzących śniadanie.
-Dzień dobry kochanie. -mama uśmiechnęła się do mnie znad filiżanki. -Jak było u Viki? Zjesz z nami?
-Dzień dobry. -uśmiechnęłam się do nich. -Było w porządku, -zełgałam, -ale nie zjem z wami bo czuję że muszę wziąć prysznic. Zjem z Harrym kiedy się obudzi.
-Ależ oczywiście... -tata pokiwał głową ze śmiechem, -Rozumiem.
Pomachałam im i pobiegłam po schodach na górę, prosto do mojej sypialni, gdzie w locie zdjęłam ubrania i wskoczyłam pod prysznic.
Kiedy kilkanaście minut później wracałam na dół, na schodach wpadłam na Harrego.
-Hej, -uwielbiam ten jego poranny, zachrypnięty głos. Ziewał i przecierał oczy, -dawno wstałaś?
-Kilka minut temu. -cmoknęłam go przelotnie w usta i wyminęłam. -Jak już się wykąpiesz to zejdź do kuchni. Przygotuję śniadanie.

Stawiałam na stole dwa kubki z kawą, kiedy Hazz wrócił. Miał na sobie zwykłą, białą koszulkę a wyglądał jak młody Bóg. Zapach jego żelu pod prysznic rozniósł się po całej kuchni.
-Jestem totalnie wykończony... -ziewnął, -Jakbym wczoraj przebiegł maraton. -podszedł od tyłu i objął mnie w pasie. Położył głowę na moim ramieniu. Odwróciłam się w jego stronę i zauważyłam że ma zamknięte oczy.
-Halo, pobudka panie Styles. -zaśmiałam się. -Lepiej usiądź, bo jak zaśniesz na stojąco to zrobisz sobie krzywdę.
Posłusznie odsunął się ode mnie i usiadł na wysokim stołku przy blacie. Oparł na nim łokcie i ukrył twarz w dłoniach, skąd moich uszu dobiegł przytłumiony głos:
-Wiesz co mi się rano przypomniało? -spytał, -Obudziłem się i uświadomiłem sobie że musimy dziś lecieć do Londynu... A nie mamy biletów.
-Na szczęście wczoraj wieczorem sobie o tym przypomniałam. -zaśmiałam się, a on podniósł głowę i popatrzył na mnie zaskoczony. -Dzwoniłam do Louisa. Obiecał zorganizować nam coś na dzisiejszy wieczór.
W tym momencie rozległ się dzwonek mojej komórki. Spojrzałam na wyświetlacz.
-O wilku mowa. -powiedziałam z uśmiechem, -Tak, Lou?
-Hej mała. Zaklepałem wam lot na 5.25 po południu, oczywiście w pierwszej klasie moje gwiazdy. Prześlę ci za chwilę numer rezerwacji. Niecałe dwie godzinki później wylądujecie na Heathrow.
-Strasznie ci dziękuję Louis, jesteś najlepszy.
-Nic nowego. -zaśmiał się do słuchawki. -Wpadniemy wieczorem z chłopakami bo mocno się za wami stęskniliśmy robaczki.
-W takim razie do zobaczenia wieczorem i jeszcze raz dziękuję.
Odłożyłam telefon na blat. Harry patrzył na mnie z zaciekawieniem.
-Najlepszy? -uniósł jedną brew. -A ja?
Usiadłam naprzeciwko niego i upiłam łyk nadal gorącej kawy.
-Jesteś wspaniały pod wieloma względami kochanie, ale biletów nam nie załatwiłeś. -roześmiałam się na głos.
Zrobił obrażoną minę i sięgnął po swoją napój.
-Ale i tak mnie kochasz. -rzucił mi łobuzerskie spojrzenie znad kubka.
-Do szaleństwa.


Chwilę potem, kiedy już zjedliśmy wszystkie tosty, siedzieliśmy nadal w kuchni i rozmawialiśmy dopijając kawę.
-O której mamy być na lotnisku? -spytał brunet już trochę bardziej przytomnie niż kilka chwil temu.
-O 17.25 mamy samolot, czyli musimy tam być po 15.
-O której? -
-5.25 po południu kochanie. -odpowiedziałam cierpliwie.
-O cholera! -wyprostował się na stołku. -Czyli mamy tam być po 3, czyli musimy wyjechać z domu po 1 żeby się przedrzeć przez korki. Nie jesteśmy jeszcze spakowani a jest 11. Co my tu jeszcze robimy? -popatrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
Poderwaliśmy się szybko i śmiejąc się głośno rzuciliśmy się na schody popychając się nawzajem.

Kiedy wreszcie skończyliśmy się pakować, przebraliśmy się w coś wygodnego na podróż, pożegnaliśmy z moimi rodzicami i wtaszczyliśmy walizki do samochodu była 13.20.
Kiedy jechaliśmy tłocznymi ulicami warszawy modliłam się tylko żeby nie było za dużych korków bo nie zdążymy. Popatrzyłam na Harrego; widziałam że też się denerwuje.
Na szczęście dotarliśmy na lotnisko bez problemów i na czas, jednak dopiero na miejscu zaczęło się trochę komplikować...
Po przekroczeniu progu lotniska oślepiły nas blaski fleszy i ogłuszyły krzyki rozwrzeszczanych dziewczyn które naparły na nas z siłą ciężarówki.
-Skąd oni się tu wzięli? -Harry próbował przekrzyczeć gwar, zwracając się do mnie.
-Viktoria... - wydusiłam z siebie i próbowałam ukryć się, wtulając w jego ramię.
-Mogłem się domyślić... -powiedział na tyle cicho, że tylko ja go usłyszałam.

Kiedy kilkadziesiąt minut później siedzieliśmy w samolocie nie mogłam przestać myśleć o tym co zrobiła ta jędza Viki.
-O czym tak myślisz? -Hazz złapał mnie za dłoń i delikatnie pocałował czubki moich palców.
-Nie mogę zrozumieć, dlaczego Viktoria się na mnie uwzięła... Podejrzewam że po prostu chce zyskać popularność, opowiadając o znajomości z Tobą, ale dlaczego wszystko co robi musi mnie tak ranić...
Myślałam że Harry coś odpowie, ale on tylko pokiwał głową ze zrozumieniem i przyciągnął mnie do siebie, opierając moją głowę na swoich piersiach. Pogłaskał moje włosy i wyszeptał:
-To i tak nic nie zmieni między nami Nat. Zawsze będziesz dla mnie jedyna i najważniejsza.
Sposób w jaki to powiedział sprawił że uniosłam na niego wzrok. Miałam wrażenie że próbował wyciągnąć ze mnie potwierdzenie swoich słów. Czyżby zauważył jakąś zmianę w moim zachowaniu? Przecież tak bardzo starałam się nie dać nic po sobie poznać! Te krótkie zdanie zmusiło mnie, żeby przypomnieć sobie o moim postanowieniu. Przez całe święta odsuwałam od siebie tę myśl i odwlekałam to, co zamierzałam zrobić, żeby jeszcze nacieszyć się tą chwilą z Harrym, jego bliskością i miłością. Bardzo chciałam odpowiedzieć, że ma rację i że zawsze już będziemy razem bo kochałam go ponad wszystko i chciałam żeby był szczęśliwy, ale niestety wiedziałam, że te pozorne szczęście nie potrwa już długo i lepiej będzie mu beze mnie. Nie potrafiłam tylko jeszcze zmusić się do tego, żeby wszystko mu opowiedzieć. Nie chciałam jego litości, ani użalania się nade mną. Musiałam w końcu z nim porozmawiać, ale cały czas odsuwałam od siebie tę myśl. Codziennie rano budziłam się i myślałam "jutro! zrobię to jutro!", ale potem budził się Hazz, odwracał się do mnie z tym cudownym uśmiechem na ustach, patrzył na mnie na wpół przytomnym wzrokiem w którym widziałam  tak wiele miłości, że nie potrafiłam zburzyć tego spokoju. Teraz też patrzył na mnie z mieszaniną miłości i niepewności, ale jedyne co potrafiłam z siebie wydusić to:
-Kocham cię Harry.
Schowałam twarz w zagłębieniu jego ramienia i objęłam go w pasie, zakładając nogi na jego kolana, a po moim policzku potoczyła się jedna łza, która zdołała wydostać się spod moich powiek, a następnie zniknęła wsiąkając w koszulkę Hazzy.
"Dlaczego ja? Dlaczego to zawsze spotyka właśnie mnie?" pomyślałam, po czym pozwoliłam moim powiekom opaść i zanurzyłam się we śnie...